Nasz rodzina była spora - 7 osób. Rodzice uprawiali swoje warzywa i owoce, hodowali kaczki, kury i świnie. To był cały ceremoniał, kiedy odbywało się w moim domu rodzinnym świniobicie. Ten sam od zawsze rzeźnik, Tata i jego przyjaciel. Nas - dzieci mama zabierała na cały dzień do jakiejś cioci, czy na dłuuugi spacer, bo choć to dziwnie zabrzmi, byliśmy bardzo zżyci z naszymi zwierzętami.
Brakuje mi tamtych dni, kiedy byłam dzieckiem, kiedy miałam Tatę, który z ogromną pasją i wielką wiedzą peklował, wędził mięsa; robił białą kiełbasę, salceson czy właśnie kaszankę.
Nie wspomnę już o świeżonkach i wątrobie świeżo usmażonych, które spożywaliśmy tuż po powrocie do domu i badaniu weterynaryjnym.
W ramach współpracy z Zakłady Mięsne Nowak miałam stworzyć danie z krupniokiem.
Pewnie większość z Was najchętniej zjada go na grillowych spotkaniach, czy prosto z patelni z cebulką czy jabłkiem. Ja pamiętając i kojarząc go raczej ze słodkim smakiem - postanowiłam wykorzystać go w mini tartach, które gwarantuję - zaskoczą Waszych gości i Was samych!
Składniki na 4 mini tarty o średnicy 12 cm:
- 150 g mąki krupczatki
- 100 g zimnego masła
- szczypta soli
- 1 żółtko
- 50 g cukru pudru
- 3-4 krupnioki firmy Nowak - już bez naturalnej osłonki
- 1 łyżka oliwy
- 1 średnia czerwona cebula
- 1 jajko
Przygotowanie:
- z mąki, masła, żołtka, cukru pudru i soli - zagnieć kruche ciasto, uformuj w kulę i schłodź w lodówce minimum 30 minut
- w tym czasie na patelni rozgrzej oliwę i podsmaż na niej drobno pokrojoną cebulę, wystudzić
- krupnioki rozgnieść w misce widelcem, dodać wystudzoną cebulę, jajko,dokładnie wymieszać (krupnioki są idelanie doprawione, więc nie ma potrzeby już dodawać cokolwiek do naszego farszu)
- schłodzone ciasto dzielimy na 4 części i równo wykładamy nim foremki do mini tart
- tak przygotowane wkładamy do nagrzanego piekarnika i w 170 stopniach i pieczemy około 20-25 minut
- podajemy w towarzystwie sosu jogurtowo-ziołowego - z dużą ilością pietruszki, koperku i tymianku
Smacznego ;)
I ja z łzą w oku wspominam czasy, jak takie rytuały miały miejsce u mojej babci. Co prawda, po dwóch dniach miałam dość jedzenia świniaka, ale co tam :P
OdpowiedzUsuńAurora, mnie łzy po policzkach spływały kiedy pisałam tego posta i przypominałam sobie, jak już byłam na tyle duża, że Tata mnie angażował i pomagałam mu robić białą kiełbasę o 4-5 rano ;) Był rannym ptaszkiem, moim starszych braci już nie było w domu - wyfrunęli z gniazda rodzinnego i budził mnie, żebym mu pomogła. Robiliśmy tego naprawdę dużo, nie mieliśmy elektrycznej maszynki, trzeba było ręcznie się porządnie nakręcić i napełnić jelita mięsem. Pamiętam, że potem miał patent z wiertarką i to działało, ale o tym może innym razem. Takich wędlin, choć mam przepisy, nie zrobię nigdy tak dobrych - tam była część mojego Taty i takiego składnika nigdzie już nie znajdę....
Usuń